Paweł Chmielewski
("Projektor" - 3/2013)
Jest taki cykl Edgara Degasa ukazujący kąpiące się
kobiety. Jest w nim naturalizm, pewna doza voyeryzmu, ale przede wszystkim
rytuał. To luźne skojarzenie można odnieść do obrazów Anny Poduszyńskiej, zaś
ryty odnalezione na zboczach w Suazi do grafik Kamila Targosza.
Ich wspólna wystawa „Obrazy i rytuały” w Galerii
Współczesnej Sztuki Sakralnej „Dom Praczki” w Kielcach to taki rodzaj strumienia
świadomości, który wywołuje w nas hasło Afryka. Oboje – jak ich wielcy
poprzednicy Picasso, Henry Moore, Henri Matisse – sięgają do sztuki
afrykańskiej. Autor przedmowy w katalogu podaje tu jeszcze nazwisko kenijskiego
artysty Sao Gamby. Ja mógłbym dodać fotografa z Mali – Malicka Sidibe.
Nie chodzi jednak o dekonstrukcję inspiracji obojga
twórców. Każde z nich inaczej interpretuje afrykańskie „jądro ciemności” (bo
tak przyjęło się z europejskiej perspektywy traktować ten kontynent). Kamil
Targosz tworzy surowe dwubarwne grafiki przywołujące malarstwo naskalne, które
spokojnie mogłoby znaleźć się gdzieś w okolicach Gór Smoczych lub barwne –
dzikie w swym wyrazie – akwaforty wciąż bardzo głęboko tkwiące w tradycji
sztuki afrykańskiej. Przywołując antropologiczne badania Lévi-Straussa: w
drodze masek.
Olejne obrazy Anny Poduszyńskiej (ten cykl mycia
rytualnego, o którym wspomniałem na początku) są spojrzeniem z zewnątrz. Tak
patrzył – zafascynowany magią i dzikością – Gauguin, meksykańscy malarze
sięgający do indiańskiego dziedzictwa. I tam, i tu istotną rolę odgrywa
zastygniecie w czasie, posągowość, trwanie – niedostępne w świecie białego
człowieka. Bardzo dobre, skrzące się czystymi barwami malarstwo ma też
ironiczny wydźwięk. Na jednym z płócien odziane w tradycyjne zwoje kobiety
noszą okulary rodem z Matrixa, plastikowe są miski na innych, chińskie być może
tkaniny. Pozornie kulturowy szok nie pozwala nam jednak zapomnieć, że żyjemy w
globalnej wiosce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz