Izabela Łazarczyk-Kaczmarek
("Projektor" 3/2014)
Małe formatem rysunki Mateusza Stradomskiego („Sauté”)
w Muzeum Historii Kielc to niepozorna – wydawać by się mogło – wystawa.
Przyglądając się bliżej ołówkowym pracom, nie sposób nie zauważyć jednak ich
niewymuszonego charakteru.
Prowadzona
pewnie kreska, pozwala na uchwycenie cech portretowanych, czasem żartobliwie
osób. Artysta świadomie, niekiedy jak się wydaje na pograniczu karykatury,
ujawnia na kartce papieru oszczędne w stylu postaci. Nie ma tu zbędnych
elementów, wszystko wydaje się przemyślanym zabiegiem i selekcją. Czasem
zabawne, czasem przerysowane, uwydatniają – poprzez pewną sumaryczność – osobowość.
Ostrą, prowadzoną pewnie linią, unaocznia kreowane postaci, dopowiadając ich
sylwetki kubizującymi niekiedy formami. Z jednej strony pewna szkicowość
rysunku z drugiej wprowadzanie przemyślanych detali, stają się wielorakim
spektrum poszukiwań.
Takie rozwiązania formalne wprowadzają ciekawy i
często zaskakujący efekt, pozwalając jak się wydaje wydobyć „inność” każdej
sylwetki. Czasem uwagę zaprząta jedynie detal, wąsy, włosy czy element stroju.
Stają się one jakby znakiem, cechą charakterystyczną i niemal nadrzędną.
Równocześnie „sobie rysuje” powoduje, że zaczynamy się zastanawiać czy właśnie
taki wybór „cech” czy „dopowiedzeń” rysowanych modeli nie jest próbą zapisu
tego co chwilowe, tego co pojawia się często przy tzw. „pierwszym wrażeniu”.
Z drugiej strony kreowane sylwetki zdają się być
skończone, jakby dopowiedziane cechami zauważonymi przez artystę. Patrząc w ten
sposób, na ołówkowy zapis, zostajemy wrzuceni w intymną przestrzeń odbioru, w
instynktowne, podświadome postrzeganie autora. Ta pewna przewrotność, łączenie
tak wielu charakterystycznych dla własnego artystycznego osądu wyborów sprawia,
że zaczynamy przyglądać się im bliżej, szukając wszystkich wyrysowanych w
postaci detali. Prace Stradomskiego pomimo niewielkich formatów nie pozostawiają
niedosytu. Po obejrzeniu wystawy tworzą wysublimowaną całość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz