niedziela, 12 marca 2017

Artykuł wstępny (numer 1/2015)

Paweł Chmielewski

("Projektor" - 1/2015)

Uwaga, tekst zawiera lokowanie produktu.

Pierwszy film, który dość dobrze pamiętam z wczesnego dzieciństwa, to „Gwiezdne Wojny”. Musiałem być dość dziwny, bo „Wejście smoka”, które w klasie oglądane było po dziesięć, jedenaście razy, zobaczyłem z trudem jeden raz. Natomiast na „Nową nadzieję” udało mi się (film był od 12 lat, a panie bileterki starały się skrupulatnie przestrzegać przepisów) wejść trzykrotnie. W pierwszej trylogii Lucasa wszystko było dobrze, do czasu „Powrotu Jedi” i bitwy na księżycu Endor, a w zasadzie do czasu pojawienia się Ewoków.

Małe, futrzaste, popiskujące i podskakujące stworki były irytujące, a walka i pościg wśród drzew zapowiadały czarną rozpacz i delikatnie mówiąc idiotyzm pierwszej odsłony kolejnej trylogii – „Mrocznego widma”. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, podobnie jak inni widzowie w Polsce, że nie chodzi o nasze zadowolenie, racjonalność lub efekt artystyczny. Ewoki to był gadżet. George Lucas zarobił (podobno) na sprzedaży futrzastych stworków więcej niż kosztował sam film. I w kolejnej odsłonie zafundował widzom Jar Jar Binksa. Płacz i zgrzytanie zębami.

Ale przecież wszystko jest gadżetem i wszystko jest designem. W jednej ze scen zadowolony przedstawiciel rasy ganguańskiej maszeruje po czerwonym dywanie i puszcza oko do widza. Fani pierwszych części są wściekli, ale wśród przedszkolaków z naszej globalnej wioski figurki sepleniącego Jara rozeszły się w milionach sztuk.

A co z czerwonym chodnikiem? To poważna sprawa. We Francji, pewna pani profesor antropologii, prowadzi badania i zajęcia z kulturowych zagadnień czerwonego dywanu. Wraz ze studentami analizuje sposób rozłożenia, ubiory gwiazd i gapiów, rytm kroku, kolor lakieru na limuzynach i marki aparatów fotoreporterów.

Czy design i wytworne gadżety to pomysł naszych czasów? Jeden z najbogatszych artystów włoskiego cinquecento –Benvenuto Cellini również zajmował się designem. Jednostkowym i bardzo ekskluzywnym. Cóż. Inni mieli złotą solniczkę, my mamy Jar Jar Binksa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz